Menu:


Wywiad z Michałem Glockiem, ukazujący źródła inspiracji do zainteresowania historią, kluczowe doświadczenia i plany na przyszłość.

P: Kiedy zacząłeś się interesować historią?

O: Zainteresowania historią pojawiają się u każdego człowieka gdzieś w toku jego edukacji. U jednych ludzi to zafascynowanie czasami przeszłymi mija u innych zostaje. Miałem dużo szczęścia do nauczyli historii z pasją. W czasach szkoły podstawowej uczył mnie w szkolne podstawowej Wojciech Paczkowski, który był właśnie takim historycznym entuzjastą. I tak to się chyba zaczęło. Poza tym mój tata także miał tę historyczną żyłkę i zawsze w domu były książki historyczne, zresztą w młodości pracował jako przewodnik po zamku w Malborku.

Przy czym od razu chcę zaznaczyć, że nie jestem takim "klasycznym" historykiem, bo skończyłem stosunki międzynarodowe i dopiero później obroniłem doktorat na wydziale historycznym UMK.

P: Jakie były trzy książki dotyczące historii wojskowości, które miały największy wpływ na Ciebie?

O: Pamiętam jak dostałem moją pierwszą książkę wojenno-morską. Było to gdzieś w V klasie szkoły podstawowej i była to stara książka E. Kosiarza "Bitwy na Bałtyku". Gdzieś po drodze na Święta Bożego Narodzenia wymusiłem na rodzicach żeby kupili mi na prezent "I wojnę światową na morzu" (wyd. 1994) J. Gozdawy-Gołębiowskiego i T. Wywerki-Prekurata. Zachowała się nawet cena 281 000 złotych. Połowę tej książki przeczytałem jeszcze przed wigilią gdyż wyszukałem gdzie rodzice chowają prezenty… Miałem też kilka książek z serii "Biblioteka ťMorzaŤ" a moją najbardziej ulubioną była książeczka Katznera pt. "Mikroflota" ma której wytrenowałem wyobraźnię przestrzenną. Te trzy książki skutecznie zaraziły mnie shiploverstwem. Potem były oczywiście inne (dziś mam jakieś 800 książek z czego 600 po rosyjsku), lecz od tych rozpocząłem swoją naukową przygodę.

P: Skąd zainteresowanie akurat flotą sowiecką i wojną sowiecko-niemiecką 1941-1945?

O: Flota rosyjska i radziecka (lub sowiecką jak kto lubi) jest chyba najmniej znaną. To paradoks bo gdybyśmy sobie policzyli książki jakie wyszły o historii floty na przykład niemieckiej czy amerykańskiej i radzieckiej to okaże się, że w dawnym ZSRR wydano więcej książek niż w Niemczech i Stanach razem wziętych. Problem polega na tym, że w radzieckich książkach trudno znaleźć prawdę. Możemy na przykład poczytać jacy to światli byli przywódcy (Stalin rzecz jasna), jacy bitni byli oficerowie polityczni którzy wiedli na nieprzyjaciela żołnierzy (vide Breżniew) i podobne ciekawostki. Natomiast prawda jest zupełnie inna.

Rosjanie na różne sposoby "zniekształcają swoją historię". Istnieje u nich na przykład coś na kształt "poświadczenia nieprawdy" w dokumentach (raportach). Rosjanie nagminnie przypisują sobie nieistniejące zasługi. Tacy lotnicy czy podwodniacy przypisywali sobie zatopienia iluś tam statków i okrętów za co oczywiście dostawali medale. Tymczasem żadnych sukcesów nie było, bo gdyby policzyć statki rzekomo zatopione to wyszłoby nam, że flota handlowa Niemiec musiałby być dwa razy liczniejsza. To bywa nawet zabawne gdy czytamy na przykład rozkazy nakazujące topienie nieprzyjacielskich okrętów podwodnych na Morzu Czarnym… tymczasem na początku wojny był tam jeden okręt podwodny (rumuński Delfinul) o czym naturalnie wiedziano. Nie przeszkadzało to jednak zrzucać bomby głębinowe, zgłaszać sukcesy i otrzymywać nagrody.

Innym problemem jest działalności "historyków w mundurach" którzy do dziś posługują się nieprawdziwymi informacjami i strzegą tych wszystkich mitów jakie narosły w czasach radzieckich i które nawet dziś mają się świetnie. Wyjątkiem jest tu Mirosław Morozow profesor i kmdr (kpt. I rangi), który od lat zajmuje się odbrązowieniem historii floty, a konkretnie działalności okrętów podwodnych i lotnictwa torpedowego, ale rzetelnych historyków jest niewielu.

W każdym razie flota rosyjska i radziecka to miejsce gdzie cały czas można coś odkryć i dlatego warto tym się zajmować. Zresztą nie tylko na morzu zostało dużo do odkrycia. Fascynujące jest radzieckie lotnictwo (zwłaszcza bombowe) z okresu międzywojennego chyba największe i najnowocześniejsze w tamtym czasie. Poza tym skrzętnie czytam i zbieram wszystkie wzmianki o radzieckich sterowcach (było ich łącznie 11+5 w czasach carskich)

P: Jak się pracowało z prof. Pawłem Wieczorkiewiczem?

O: Prof. Wieczorkiewicz to wybitny sowietolog, znawca Rosji i ZSRR. Pierwszym jego współpracownikiem w kwestii badań nad marynarką wojenną ZSRR był wielebny pastor Wawrzyniec Markowski, któremu profesor przydzielił badania nad Flotą Bałtycką z tzw. przyległościami jak np. Flotylla Ładoska. Ja do zespołu dołączyłem jako drugi. Profesor zainteresował się mną, gdyż napisałem magisterkę o rozwoju czerwonej floty w latach międzywojennych (wciąż czeka na wydanie), a wcześniej jeszcze na studiach monografię o krążownikach typu Kirow i Maksim Gorkij. Ja za zadanie otrzymałem badania właśnie nad Flotą Czarnomorską. Ogólnie marzeniem profesora było powstanie niewielkiego zespołu badawczego który opisałby działalność floty radzieckiej na wszystkich akwenach. Profesor nie tylko nas zebrał razem ale także udostępniał nam masę swoich książek. Pamiętam, że po pierwszej wizycie u niego w domu wracałem z całym kartonem książek z którymi miałem się zapoznać. Do dziś zapamiętałem jedną bardzo ważną wypowiedź… "jeżeli chcecie się zajmować Rosją musicie mieć zaprzyjaźnionych Rosjan, gdyż są oni niezbędni do znajdowania materiałów". Trzymamy się tej zasady do dziś i świetnie się ona sprawdza. Jego choroba i odejście to był wielki cios dla całej nauki, gdyż pozostawił po sobie wielką pustkę, której nie sposób zapełnić. Z tych różnych projektów profesora do dziś chyba jest realizowany tylko ten nasz – morski, a najlepszym dowodem na to jest książka Flota Czerwona na Morzu Czarnym.

P: Czym zajmujecie się w Stowarzyszeniu Lastadia?

O: Nasza organizacja powstała dobre 5 lat temu. Powołaliśmy stowarzyszenie aby uchronić przed złomowaniem kilka zabytków techniki. Chodzi o ORP "Władysławowo" i lodołamacz "Lampart".

Oczywiście jako organizacja społeczna mieliśmy niewielkie możliwości do działania, ale udało się nam nagłośnić sprawę zachowania obu jednostek i po długiej batalii z Agencją Mienia Wojskowego (która za wszelką cenę chciała "Władysławowo" złomować) i zaangażowaniu wszystkich możliwych czynników udało się tego dokonać. Dziś "Władysławowo" stoi bezpiecznie w Kołobrzegu jako część Muzeum Oręża Polskiego, a to dzięki wielkiemu zaangażowaniu naszego byłego wiceprezesa Lecha Trawickiego i przychylności tamtejszego dyrektora dr Pawła Pawłowskiego. Tak samo zachowany jest najstarszy motorowy lodołamacz Lampart który ostatecznie po remoncie dalej jest użytkowany na Odrze. Najważniejsze jest to, że żaden z nich nie "poszedł na żyletki".

Obecnie stowarzyszenie trochę przerodziło się w towarzystwo naukowe. Wśród naszych członków mogę wymienić wybitnego naukowca jakim jest dr Piotr Olender (napisał wybitną pracę o wojnie rosyjsko-japońskiej 1904-1905), trzech następnych kolegów pracuje nad swoimi dysertacjami doktorskimi. W zasadzie 80% tekstów w czasopismach, takich jak "Morza Statki i Okręty", "Okręty Wojenne" czy "Okręty", traktujących o historii floty rosyjskiej i radzieckiej jest napisanych przez naszych członków.

Ja sam od kilku lat piszę cykl o dużych carskich okrętach (zająłem się tym śmierci Marka Cieślaka) obecnie na druk czekają pancerniki typu "Piereswiet" i czarnomorski "Tri Swiatitiela".

Jan Radziemski jest wybitnym znawcą radzieckich okrętów podwodnych z napędem atomowym (opisał chyba już wszystkie) i obecnie zbiera materiały do Floty Północnej. Opisuje też radzieckie konstrukcje z okresu międzywojennego.

Andrzej Nitka zajmuje się okrętami współczesnymi, jeździ na manewry, targi militarne itp.

Andrzej Jaskuła to z-ca Redaktora Naczelnego miesięcznika Morza Statki i Okręty.

Jako stowarzyszenie organizujemy coroczne naukowe wyjazdy do Sankt Petersburga gdzie nawiązaliśmy kontakty z tamtejszym środowiskiem historyków morskich, redakcją czasopisma Gangut, a także z wydawnictwem Galeya Print. Co roku jesteśmy też zapraszani na różne uroczystości do Kaliningradu (Dzień Zwycięstwa, Dzień Floty itp.). Wszystkie nasze wyjazdy są możliwe dzięki bliskiej i serdecznej współpracy ze stowarzyszeniem Kaliningrad-Świnoujście-Olsztyn oraz przychylności adm. Jegorowa pełniącego obecnie funkcję doradcy gubernatora Obwodu Kaliningradzkiego. Dzięki wyjazdom do Rosji jesteśmy na bieżąco z tamtejszą literaturą wojennomorską, którą możemy kupować po normalnych cenach (dla porównania w Warszawie te same książki kosztują prawie 2 razy drożej). Obecnie chcemy poszerzyć listę naszych partnerów o podobne organizacje ze Szwecji i Niemiec.

Ostatnio staramy się także ponownie przypomnieć szerszej opinii publicznej prof. Andrzeja Samka, jednego z ludzi, którzy kreowali morską świadomość Polaków w latach 50. i 60. Pan profesor obecnie mieszkający w Krakowie był przez wiele lat podporą i twórcą modelarstwa okrętowego w Polsce projektując dla wydawnictwa MON potem dla "Małego Modelarza" liczne kartonowe modele statków i okrętów. Dotarliśmy do profesora i w pierwszym rzędzie zeskanowaliśmy jego zbiory tzw. MON-ówek, nasz kolega Andrzej Nowak przygotowuje zaś wystawę muszli ze zbiorów profesora. Mamy swój mały wkład także w najnowszą jego książkę o flocie Austro-Węgier, której adjustację zrobił Andrzej Jaskuła.

P: Ile znasz języków?

O: Z oczywistych powodów znam rosyjski na tyle dobrze, że radzę sobie z czytaniem i rozumieniem tekstu. Gorzej z płynnym mówieniem, gdyż nie mam sposobności do częstych rosyjskich konwersacji, ale jakoś daję sobie radę.

Na studiach miałem hiszpański i przydała mi się ta znajomość przy pisaniu mojego pierwszego artykułu do "Nowej Techniki Wojskowej" o pancernikach typu "Espana", poza tym hiszpański i włoski są dosyć podobne do siebie i obecnie korzystam z tego przy artykułach o włoskich pancernikach typu Conte di Cavour i Andrea Doria (korzystam z "Le navi di linea Italiane"). Oczywiście jak większość z mojego pokolenia znam też angielski, choć muszę popracować nad akcentem.

P: Jakie masz plany na przyszłość (naukowe)?

O: Zabiegam obecnie o zgodę na badania w archiwum marynarki wojennej w Gatczynie pod Petersburgiem (co dla obcokrajowca nie jest łatwe). Chcę zebrać materiały dotyczące Flotylli Kaspijskiej w czasie II wojny światowej. Jest to bardzo ciekawy związek operacyjny idealnie nadający się do habilitacji. Oczywiście trzeba będzie jeszcze przejechać się do Niemiec, aby zebrać wiarygodne dane odnośnie działań niemieckiego lotnictwa oraz być może do Londynu, aby zobaczyć co mają na temat angielskiej Caspian Fleet utworzonej tam w czasie interwencji.

P: Jakie masz plany na przyszłość (pisarskie)?

O: W pierwszym rzędzie chciałbym skończyć właśnie zaczętą pracę nad Flotyllą Kaspijską książka będzie obejmowała lata 1917-1943. Mam zebrane w zasadzie większość materiałów (oprócz archiwaliów rzecz jasna), zrobiłem już rysunki większości radzieckich jednostek i nawet pierwsze mapki.

Z innych rzeczy to jeżeli znajdzie się wydawca chciałbym w końcu oddać do druku historię floty radzieckiej w latach 1917-1941 z tym, że tekst wymaga jeszcze wiele przeróbek i pracy, ale wydaje mi się, że byłoby to świetne kompendium wiedzy o siłach morskich ZSRR. Z planów bardziej odległych to chciałbym aby ukazała się książka o rosyjskim i radzieckim lotnictwie morskim (wodnosamoloty, łodzie latające) w okresie międzywojennym. Byłby to taki przewodnik po typach radzieckich konstrukcji z opisem ich zastosowania itp.

P: Jak Ci się pracowało z TETRAGONEM nad Twoją książką "Flota Czerwona na Morzu Czarnym"?

O: Pokładam wiele nadziei w Tetragonie. Chciałbym aby wydawnictwo przejęło wydawanie ambitnych książek historycznych i zajęło miejsce na przykład Bellony, która podupada coraz bardziej drukując kiepskie lub jeszcze gorsze książki, nawet ich flagowa seria Bitwy Historyczne zaczyna "dołować", więc jest realna szansa na zmianę na pozycji lidera. Współpraca z Tadeuszem Zawadzkim jest szczególnie cenna. Rzadko zdarza się redaktor, który myśli nad tym, co czyta. Potem łatwiej jest znajdować oraz korygować ewentualne niedociągnięcia w tekście. W dzisiejszych czasach jest tak, że autor jest tylko dostawcą półproduktu, który wydawnictwo przerabia na książkę. Obecnie nie wystarczy błyskotliwy tekst. Muszą być zdjęcia, mapy, rysunki itp. Wspólnie z T. Zawadzkim przygotowaliśmy wiele tego typu rysunków. Już sam fakt, że do książki rozrysowano wszystkie rodzaje okrętów podwodnych i kilka nawodnych powinien zachęcić czytelników do zakupu. Przyszły czasy gdy książki nie tylko się czyta, ale także ogląda.